Raszyńska róg Uniwersyteckiej. Zdjęcie ze zbiorów Archiwum Państwowego w Warszawie: Akta Miasta Warszawy, Zarząd Miejski w m. st. Warszawie, Wydział Planowania Miasta, Referat Gabarytów

Przeprowadziliśmy się do Warszawy

Warszawa – Żoliborz

Mama, zmarnowana okupacją pracowała jako bibliotekarka. Ojciec parł w górę w Spółdzielczości, której był admiratorem od zawsze. Ja, po licznych zmianach szkół chodziłem do Czarnieckiego, w parku za Placem Wilsona. Marnie się uczyłem, tempo zmian jakie ojciec narzucił źle na mnie wpływało, choć zapowiadałem się dobrze – mając 5 lat czytałem „Trylogię”. Żoliborz dla mnie, to były ołowiane żołnierzyki, które po nabyciu foremki za gwizdnięte matce miedziaki robiłem sam z ołowiu ze zużytych akumulatorów. To był też kościół na Felińskiego, to był cieć pan M., który zganiał dzieciarnię z trawników III Kolonii, Krasińskiego 13. Wiele tego nie było, ale mnie to, szczelnie wypełniało cały czas. Piętnaście lat później na  Duracza, na III kolonii, „na poczcie” pracowałem u Haliny Skibniewskiej, jako jej asystent.

Warszawa – Ochota

Wszystko wokół się zmieniało, dostaliśmy mieszkanie, tak, tak mieszkanie na Raszyńskiej 58, w świeżo po spaleniu odremontowanym domu na ostatnim piętrze, właściwie poddaszu dwa pokoje w amfiladzie z kuchnią i łazienką. Budynek był narożny – Raszyńska, Uniwersytecka. Po przekątnej, gdzie stadion Skry były baraki obozu jeńców niemieckich, którzy, trójkami chodzili odgruzowywać i zimą odśnieżać Warszawę. Były, wtedy jeszcze zimy.

Jak wpadłem w taki liryczny nastrój,

to się z pewną niepewnością zwierzę. Na Raszyńskiej miałem widzenie. Naprawdę. Pochorowałem się ciężko. Wtedy się to nazywało „zapalenie opon mózgowych”. Wysoka temperatura, torsje, biegunka i tp. atrakcje. Sam w domu, rodzice odbudowywali z mozołem Stolicę, po kilkanaście godzin na dobę. Leżałem zamęczony chorobą gdy, nagle w nogach pojawiła się Matka Boska w błękitnej szacie z białą chustą na głowie z nimbem 27 gwiazd. Coś mówiła, nie rozumiałem, chwilę to trwało. Znikła. Następnego dnia byłem na nogach, słabiutki, ale zdrowy. Do kościoła już nie chodziłem, ale czapkę przed nim zdejmowałem, we Włodawie do mszy służyłem, może to wystarczało?

KK.

error: Alert: Content protected